Disney kontra Google – spór o prawa autorskie w erze AI nabiera mocy

Czy Google właśnie odkryło, że Myszka Miki też ma prawników? Disney wysłał do Mountain View pismo, które brzmi jak wezwanie: „zaprzestańcie natychmiast” – bo rzekomo naruszacie nasze prawa autorskie na „masową skalę„.

Gigant rozrywki zarzuca firmie z Kalifornii, że ta skopiowała „duży korpus” jego utworów, by szkolić modele generatywne, a potem użyła tych modeli do komercyjnego rozpowszechniania nieautoryzowanych obrazów i wideo. W grę wchodzą nie tylko postaci z Krainy Lodu czy Króla Lwa, ale też Deadpool, Mała Syrenka, a według relacji – nawet Star Wars. Koncern nie potwierdza ani nie zaprzecza, zapewnia za to, że „będzie rozmawiać” i podkreśla długoletnią, „obopólnie korzystną” relację z Disneyem.

Tu nie chodzi o jeden wybryk algorytmu. Stawką jest to, czy wielcy właściciele IP pozwolą, by popularne modele AI na żądanie masowo „rzeźbiły” ich bohaterów – szczególnie gdy te modele są wpięte w produkty używane przez miliony. Spór dotyka dwóch pól jednocześnie: danych treningowych i odpowiedzialności za wygenerowane wyjścia, a do tego dorzuca jeszcze wątek brandingu i potencjalnej „fałszywej autoryzacji”.

Abstrakcyjna scena w sądzie, przedstawiająca spór o prawa autorskie między dwoma figurami.
Grafika koncepcyjna (AI)

O co poszło – i dlaczego teraz

Według listu, który widziało Variety i cytują go TechCrunch oraz Ars Technica, Disney twierdzi, że Google „kopiuje bez upoważnienia” jego chronione utwory w celach szkolenia modeli, po czym „komercyjnie eksploatuje i dystrybuuje” kopie do konsumentów poprzez usługi AI. W piśmie pada obrazowe porównanie: „Google działa jak wirtualny automat, zdolny na masową skalę reprodukować, renderować i dystrybuować kopie cennej biblioteki chronionych postaci i innych utworów Disneya”. Co więcej, wiele z rzekomo naruszających materiałów ma być znakowanych logo Gemini – co, jak argumentuje Disney, może sugerować błędnie, że to licencjonowane treści. [1]

Ilustracja przedstawiająca spór prawny między stylizowanym zamkiem a futurystyczną strukturą.
Grafika koncepcyjna (AI)

Kluczowy akcent: spółka z Burbank nie atakuje jedynie „modelu obrazowego X” – wskazuje na głęboką integrację generatywnych wideo i grafik z usługami Google’a. Według listu naruszające funkcje są „głęboko wbudowane” m.in. w aplikacje Google Workspace oraz mobilną aplikację YouTube. Innymi słowy: jeśli takie funkcje działają w powszechnie używanych aplikacjach, skala potencjalnych naruszeń rośnie.

Szerszy trend i pęknięcia w narracji „to tylko narzędzie”

W erze genAI widzieliśmy już, jak modele bez trudu generują rozpoznawalne postaci z wielkich wytwórni – „bo przecież internet tym oddycha”. Przez długi czas firmy technologiczne broniły się dwiema liniami: że trening na publicznie dostępnych danych podpada pod dozwolony użytek (to będzie kwestionowane w sądach jeszcze długo), oraz że za prompt i wynik odpowiada użytkownik, nie platforma. Disney podcina obie. Mówi: skopiowaliście nasze treści do treningu – i sami je rozprowadzacie, komercyjnie, w ramach własnych usług.

Fakty, cytaty, odpowiedzi

  • Zarzuty: „naruszenia na masową skalę„, skopiowanie „dużego korpusu” dzieł do szkolenia, a następnie wykorzystanie modeli do „komercyjnego wykorzystywania i dystrybucji” kopii – podaje Variety, za TechCrunchem i IMDb News.
  • Skala i integracja: AI „głęboko wbudowane” w rodzinę produktów Google szeroko używanych na rynku, co „mnoży zakres naruszeń i szkód” – czytamy w liście.
  • Przykłady: modele Google mają generować postaci i światy z Krainy Lodu, Króla Lwa, Moany, Małej Syrenki, Deadpoola, a nawet Star Wars – donosi Ars Technica.
  • Branding: część wygenerowanych obrazów oznaczona logo Gemini, co ma „fałszywie sugerować”, że eksploatacja IP jest autoryzowana i wspierana przez Disneya.
  • Żądania: natychmiast zaprzestać używania treści Disneya w narzędziach AI i zaprzestać dystrybucji nieautoryzowanych kopii – wynika z relacji o treści pisma.
  • Odpowiedź Google: bez potwierdzenia lub zaprzeczenia meritum, za to z deklaracją, że firma „będzie współpracować” i przypomnieniem o „długoletniej, obopólnie korzystnej relacji” z Disneyem – cytuje TechCrunch.

Ciekawy przypis czasu: równolegle Disney ogłasza partnerstwo z OpenAI. To o niczym nie przesądza, ale wskazuje, że korporacja nie zamyka drzwi przed AI – chce je otworzyć po swojemu, z licencjami i kontrolą. [1]

Co z tego wynika – na chłodno

Po pierwsze, to nie jest pozew, tylko cease-and-desist. To ostrzeżenie, ale poważne. Taki list często otwiera negocjacje: o licencjach, o filtrach, o mechanizmach blokowania znaków towarowych i postaci. Innymi słowy, zanim zobaczymy wokandę, możemy zobaczyć więcej komunikatów w stylu „przepraszamy, nie możemy wygenerować tej postaci”.

Po drugie, język „wirtualnego automatu” to nie tylko retoryka. Jeśli sądy przyjmą, że platforma aktywnie „produkuje i dystrybuuje” kopie, a nie tylko oferuje pustą ramę, odpowiedzialność platformy przestaje być teoretyczna. Zwiększa to presję, by filtracja była domyślnie ścisła dla rozpoznawalnych IP, a wyjścia nie pozostawiały żadnych znaków, które mogłyby sugerować komercyjne powiązanie.

Po trzecie, integracja AI w YouTube czy Workspace to problem nie tylko prawny, ale i reputacyjny. Jeśli pod materiałem widnieje logo Gemini, a obok wizerunek Deadpoola, to nawet jeśli to „tylko algorytm”, przeciętny odbiorca może uznać, że to oficjalne. To może ocierać się nie tylko o prawo autorskie, ale też o prawo znaków towarowych oraz nieuczciwą konkurencję.

Dokąd to zmierza

Scenariusze są trzy: dogadanie się i licencje, agresywne docięcie ograniczeń po stronie Google (mniej frajdy z promptów, więcej komunikatów o błędach), albo eskalacja do pozwu, który mógłby stać się precedensem w sprawie treningu i wyjść modeli. Biorąc pod uwagę, ile inwestuje się w Gemini i jak silnie Disney chroni swoje IP, każdy z nich jest możliwy – i kosztowny.

Dla użytkowników wniosek jest prosty: memy memami, ale jeśli bazują na cudzym IP, „internet tak działa” nie jest polisą. Reguły wokół genAI szybko się zaostrzają i właśnie ktoś postawił znak „teren prywatny”.

FAQ

  • Co dokładnie zarzuca Disney Google? Że bez zgody skopiowano dzieła Disneya do treningu modeli AI i wykorzystuje się te modele do komercyjnego generowania i dystrybucji nieautoryzowanych kopii postaci i utworów.
  • Jak Google zareagowało na pismo Disneya? Firma nie potwierdziła zarzutów, zapowiedziała „dalszy dialog” i przypomniała o wieloletniej relacji z Disneyem.
  • Czy to oznacza, że nie wygenerujemy już postaci Disneya w narzędziach Google? Na razie nie ma ogłoszonych zmian. Jeśli strony się nie dogadają, Google może zaostrzyć filtry lub ograniczyć generowanie rozpoznawalnych IP.

Na końcu warto zadać sobie pytanie: czy to początek długiej wojny o dane i wyjścia modeli, czy raczej negocjacje o nowy porządek – w którym algorytm rysuje Myszkę Miki, ale tylko wtedy, gdy ktoś opłacił bilet wstępu?

Źródła

Dodaj komentarz